środa, 27 sierpnia 2014

..urodziny..

pamiętam urodziny z czasów dzieciństwa... te najpiękniejsze wspomnienia co pozostają na zawsze w pamięci. Nigdy potem już się nie "czuje" tak tego dnia, tak wyjątkowo, specjalnie...moje urodziny pamiętam zapach majowego bzu... konwalii od sąsiada...i że zawsze świeciło słońce, i mama zostawiała jakieś słodkości przy poduszce zanim wyszła do pracy,... i pamiętam prezenty, i przyjęcia urodzinowe, z koleżankami z klasy, i figurki porcelanowe, i hula hop od Jadzi:) i wszystko wtedy było takie wyjątkowe..urodzinowe po prostu...
...27 sierpnia 2010 roku... siódma rano, szykujemy się na kontrolną wizytę do ginekologa, ostatnią już zaplanowaną bo lada dzień może się wszystko wydarzyć.,..torba z wyprawką szpitalną już od dłuższego czasu podróżuje z nami...
szykujemy się, deszcz siąpi,, zimno jakoś, jak dziś niespecjalnie wakacyjnie..jedziemy 30 km do lekarza... on już na nas czeka, nie ma kolejki. jak się czujemy, czy skurcze się pojawiają.. że jak nic się nie wydarzy to za tydzień wywołamy poród... ale jeszcze zróbmy usg..proszę się położyć... cisza...zapadła cisza... hmm..zmarszczone czoło lekarza..jakieś półsłówka.. musi Pani pojechać do szpitala..widzę tu mało wód płodowych.. a maluszek od ostatniej wizyty (miesiąc wcześniej!) nic nie przytył !! za niska waga, za mało wód,, ..szpital obserwacja... i jeszcze na odchodne.. czy mamy się martwić? nie, pojechać do szpitala tam lepiej zbadają.. może zrobią cesarkę .. (choć tego już prawie nie dosłyszałam)...
jedziemy, szpital blisko... torba pod ręką na szczęście...badanie jedno, drugie, zakaz jedzenia, ktg takie sobie, nie miarowe... położyli na oddział., nie zdążyłam jeszcze dobrze usiąść na łóżko a już wołają na badanie, ruchy pani czuje? ile? mało ! .... mąż gdzieś na korytarzach daleko... będzie cesarka proszę się przygotować.. strach, panika, przerażenie, jedyne co czuje,, i cała się trzęsę nie mogę tego opanować...biegnę do męża... tule się w niego i słowa nie mogę wydusić. tylko łzy. wszędzie te łzy, On przerażony bo nie wie o co chodzi. ...
jedziemy na stół..sala operacyjna.. lekarze, zielone fartuchy.. i co pani jadła. i proszę się tak nie trząść !
gdyby tak się dało !
Anestezjolog, młoda lekarka, szczupła blondynka w moim wieku... i jej ręka. ! Której do końca życia nie zapomnę, gdyby nie ta ręka.. co mi męża zastąpiła, co ją ściskałam do czerwoności,,, a pewnie i sina była!
chwilę później , pokazują mi za parawanem moje dzieciątko, takie prosto z brzucha, poskurczane, wiotkie, ze śluzu brudne - mama patrzy! i zabierają... pierwszy krzyk ! jest !! nie śmiały taki, ale jest !
waga 2300g........i ta niepewność ! co dalej... zabierają go. mnie przewożą na salę, przykryta pięcioma kocami dalej mam drgawki. ale to przecież nie z zimna tłumaczę. to z emocji. z niepewności. Mąż na korytarzu widzę go ułamek chwili... nie może wejść do mnie na salę. takie przepisy, Maluszka zabrali na inną salę, musi dostać kroplówkę. Ale zdrowy!! maleńki, ale zdrowy!! przez ostatni miesiąc życia płodowego nie dostawał pokarmu tyle ile trzeba, tlenu też nie wiele. a żyje! zdrowy! maleńki, szczuplutki ale zdrowy!
Cud! przyszedł na świat zdrowy mimo stwierdzonej "centralizacji krążenia płodu" - cokolwiek to znaczy.

i wieczorny telefon lekarza.. zadzwonił specjalnie do mnie, na moją salę.. że rano nie chciał mnie martwić, ale to cud, że dziecko żyje. że zdrowe. że z wagą nadrobi. ale to cud.

z biegiem lat coraz bardziej i dosadniej to do mnie dociera... a pisząc dziś to mam ciarki na całym ciele.

ten mały orzeszek ważący trochę ponad dwa kilo, pomarszczony, brązowy,,,dziś kończy 4 latka!!
i chcę by ten dzień był dla niego wyjątkowy! specjalny! urodzinowy po prostu. taki co zapada w pamięć na całe dorosłe życie.
mamy wiec koronę, prezencik ozdobiony balonami, na śniadanie gofry z polewą czekoladową, mały torcik z traktorkiem i świeczkę do zdmuchnięcia koniecznie!





poniedziałek, 18 sierpnia 2014

...jestem jakaś inna?...

...a może należę do tej mniej licznej grupy matek, rodziców, którzy kochają swe dzieci ponad życie i wszystko by dla nich zrobiły i poświęciły...
...ale moim jedynym tematem  w życiu nie są tylko pieluszki, zupki i kupi ( choć o tym ostatnim mogłabym chyba wydać książkę!)
podczas spotkania z przyjaciółką, nawet kiedy dzieci bawią się obok nas, możemy gadać na wiele tematów
całkowicie pomijając rozmowę o wczorajszej zupie i ...tym co było w pieluszce.

Bo lubię spotkać się z koleżanką na kawie z dużą ilością mleczka...i nie zanudzać jej gadaniem o tym jak mojemu dziecku pojawił się trzeci, czwarty, piąty ząbek lub jaką zabawną minkę zrobiło dziś o poranku.

kocham moje dzieciaki i uwielbiam ich śmieszne minki, hasełka i inne zachowania. Nie znaczy to jednak, że nie lubię i nie chcę rozmawiać
 i myśleć o czymś innym,  o modzie, o wnętrzach, o planach na życie, o gotowaniu, o pieczeniu, o miłości, o życiu w ogóle!

nigdy przenigdy, ani razu, a mam dwoje dzieci rok po roku, nie zdarzyło się tak, żeby mąż spał w drugim pokoju bo dziecko Musi spać z nami! kiedy spało w naszym łóżku to zawsze z obojgiem rodziców. Nigdy mąż nie poszedł w odstawkę bo teraz ważniejsze jest dziecko.
W szpitalu okropnie tęskniłam za moim mężem, mimo, że drżałam o zdrowie mojego dziecka.

Nie zasypiam o 20 z dzieckiem w jego łóżku., lubię zjeść z mężem kolację, obejrzeć ulubiony serial, jeden
i drugi też....i zapalić sobie świeczkę od czasu do czasu i nalać dużo płynu do kąpieli...i gazetę poczytać,
 i blogi przeglądnąć, i pomarzyć,,,

...tak mnie dziś tchnęło...mimo, że przygotowując się do wyjazdu od rana siedzę w kuchni, ,,,robię zapasy na najbliższe kilka dni,,, kto by pomyślał, że kiedyś i ja będę w ten sposób przygotowywać rodzinę do wyprawy :)
gotujemy, pasteryzujemy, smażymy, i wyrabiamy ciasto na drożdżówkę....
pakujemy się i modlimy się o ładną pogodę!
.........
pozdrawiam :)





piątek, 8 sierpnia 2014

czasami jest nudno

.. to fakt, czasami jest nudno, zwykły normalny leniwy dzień, wstajemy z kurami ( i ostatnio krowami - bo chyba sąsiad zakupił i biedne to zwierzę muuuczy i muuczy chyba chce być wydojone czy co, a nikt się nie zjawia).. wstajemy, włączamy bajkę robimy śniadanko - obowiązkowo chlebek z miodem, gotujemy wodę na kawę, robimy grzanki, potem zwykle wstawiamy jakieś pranie, wiadomo, myślimy o obiedzie
 o zakupach, o spacerze, o podwórku. i tak leniwie bez fajerwerków spędzamy sobie dzień czekając aż tata wróci z pracy.
ale to czasami..

a czasami jest dzień tzw. świra.
poranek prawie zwykły tyle że pieluszka ta z nocy jakoś tak pachnie brzydko intensywnie, a pupcia  tak szczypie przy siusianiu...
sikamy do kubeczka ubieramy się jedziemy. mama sztuk jeden, dzieci sztuk dwie. plus małpka i zajączek. to już wiadomo. i jedziemy na badanie do miasta! i jeszcze od mamy odebrać wyniki z zaległego badania..
i fasolę kupić na obiad i arbuz na orzeźwienie...
i do pani doktor pokazać wyniki mamy... i do sklepu po maślankę. i trochę po dworze pobiegać... a potem kartofle obierać, fasole płukać gotować i dzwonić do laboratorium. och wyniki złe. och trzeba jechać.
 i znowu ta sama droga, tam i z powrotem i do pani doktor znowu, dobrze, że kolejek nie ma, jakoś tak wakacyjnie pusto nawet w przychodni... zapalenie dróg moczowych, antybiotyk.
a potem obiad odgrzewany, w domu bałagan wiadomo, bo wszystko dziś w biegu.  potem szukanie antybiotyku, w 3 aptekach nie ma, jest w czwartej, odkładają, jadę,, i trzeci raz ta sama trasa ! i jeszcze bankomat.. a ten jak na złość nie działa i kolejny i trzeci też !! dopiero w czwartym się udało !!! moja złość i niecierpliwość mocno nadszarpnięta... i  Ci kierowcy, głupcy jacyś, ciągle czegoś ode mnie chcą.. co tacy nerwowi...i zakupy szybkie ostatnie, a kolejka ooo długa chyba jak na Kasprowy... pepsi wypita duszkiem w aucie - o fuj jaka słodka...
a na koniec dnia tęcza nad naszym domem...

czasami bywa nudno....

pozdrawiam :)







czwartek, 7 sierpnia 2014

..tup tup..

..tupot małych, gołych stópek o poranku...tup tup tup... bezcenny ! i prosto do łóżka mamy, włosy rozwiane, dwa zajączki dzielnie dzierży w rączkach...jeden dla mamy - proszę mamo weź sobie zajączka. ...mamo - kocham Cię...
i kto się z tym porówna, co się z tym porówna, biurko i komputer o świcie? kariera w wielkim mieście? nikt mi tego nie zapewni.. jak tupot małych stópek... co kiedyś przeminie, co tak ulotny jest ! co za parę lat będzie nam tęskno za tym, bo spać te stópki będą do południa, bo gonić je będziemy żeby już wstawały, łóżko ścieliły, kurze ścierały i lekcje odrabiały.
Nie mam (jeszcze:)) własnego domu, nawet mieszkania własnego, nie mam samochodu prosto z salonu, zagranicznych wakacji... nawet tych krajowych nie wiele.. markowych ciuchów i wizyt u kosmetyczki co tydzień... nie mam to fakt i choć mi czasem za tym tęskno tak... to jednak tupot małych stópek co biegną o świcie do łóżka mamy,, to wszystko mi wynagradza...
i gdyby jeszcze ten głupi świat to zrozumiał,. po co te zamieszki, bójki, wojny, agresje, kompletowanie broni, gromadzenie wojsk i pełna gotowość... no po co ?? żeby co? co pokazać, siłę swoją i wyższość? głupotę?...

boję się.....o te małe stópki najbardziej.....